O jego istnieniu dowiedziałam się kilka lat temu, zupełnie
przypadkowo. Przeglądałam w internecie
zdjęcia obrazów jednego z moich ulubionych malarzy, Wlastimila Hofmana i wtedy
właśnie zobaczyłam ten jeden, który przykuł moją uwagę. Obraz przedstawiał
mężczyznę o ciemnych, bujnych włosach na tle Wawelu. Dzieło Hofmana
zatytułowane Krak na tle Wawelu – Portret
rzeźbiarza Stanisława Szukalskiego, od razu wzbudziło moje zainteresowanie.
Prawie natychmiast zaczęłam poszukiwania na temat Stacha Szukalskiego, które
zakończyły się całkowitym moim oddaniem i wielkim szacunkiem dla tego
wspaniałego artysty.
Nie chcę Was tutaj zanudzać
datami i opisywaniem szczegółów z biografii Szukalskiego, bo nie o to mi
chodzi pisząc ten post. Jednak żeby choć trochę przybliżyć Wam sylwetkę tego
artysty, muszę Was troszkę pomęczyć i zamieszczę naprawdę krótki i zwięzły opis
jego życia.
Stanisław Szukalski urodził się w Warcie 13 grudnia 1893
roku (choć sam uparcie twierdził, że urodził się 3 grudnia 1895 r. – jednak
wątpliwości na temat jego daty urodzenia rozwiewa akt chrztu, który znajduje
się w parafii pw. św. Mikołaja w Warcie). W 1903 roku Stanisław wraz z rodziną
przeprowadza się do Gidel koło Radomska, gdzie za pieniądze zarobione przez
ojca Dionizego, w Afryce, rodzina kupuje ziemię i zakłada gospodarstwo. Wkrótce
jednak okazuje się, że zarobki ojca są zbyt niskie i nie jest on w stanie
zapewnić rodzinie odpowiedniego bytu. Dionizy Szukalski wyjeżdża więc do Stanów
Zjednoczonych w poszukiwaniu pracy. W 1907 roku dołącza do niego Stanisław wraz
z matką i siostrą Alfredą. Ponieważ już w Polsce Stach przejawia wyjątkowe
zdolności rzeźbiarskie i rysunkowe rodzina posyła go (miał wówczas czternaście
lat) na zajęcia plastyczne do Institute of Art w Chicago, gdzie zwraca na
siebie uwagę profesorów, tworząc kształty będące tylko i wyłącznie wytworami
jego wyobraźni. W 1909 r. Stanisław
Szukalski przyjeżdża do Krakowa i rozpoczyna studia na Akademii Sztuk Pięknych
pod okiem Konstantego Laszczki. Zaczyna
się okres w życiu artysty przepełniony sukcesami artystycznymi i związanymi z nim wystawami jego dzieł,
który trwał do lat 30., ubiegłego wieku.
W 1939 roku wybucha II wojna światowa, która zmusza artystę do
opuszczenia Polski i osiedlenia się na stałe w Stanach Zjednoczonych, gdzie
przebywa i tworzy swoje niezwykłe dzieła
aż do śmierci w roku 1987.
Pisząc ten post zastanawiam się, jak przedstawić tego
wielkiego artystę. Jest to pewna trudność, dla mnie, dlatego, że Szukalski nie
był człowiekiem łatwym. Jego poglądy bulwersują i muszę przyznać, że czasami
ciężko jest mi się z nimi zgodzić. Z drugiej jednak strony to właśnie
nieprzeciętność artysty i niezwykła łatwość w wyrażaniu swoich nierzadko
abstrakcyjnych myśli, sprawiły, że tak bardzo pokochałam jego sztukę. Coś co
mnie pozwala wielbić Szukalskiego, dla innych było i jest przeszkodą w
zrozumieniu jego samego i jego niezwykłych dzieł. I o tym właśnie chciałam
napisać – o wielkim uprzedzeniu i niechęci do Szukalskiego i jego poczynań, a
przede wszystkim o zapomnieniu artysty, który tak bardzo kochał Polskę, a został
przez nią odrzucony.
Przekonania Szukalskiego sprawiały, że bardzo często popadał
w konflikty z artystami i nauczycielami akademickimi. Nieustająca krytyka
sposobów nauczania w szkołach, sprawiła, że zjednywał sobie wrogów w środowisku
artystycznym. Po latach Szukalski wspominał swój pobyt w ASP . „Będąc w Akademii nie potrafiłem zrozumieć
jak moi koledzy mogli spędzać całe dnie, tygodnie, miesiące i lata kopiując
pozujących modeli, cierpliwie studiować to, co widzieli w tych nagich
ciałach(…). A jednak w kwartalnych konkursach, gdy prezentowali swą twórczą
pracę na zadany temat, wychodziło to kiepsko. Postacie natomiast, jako że były wymyślone, a nie odtworzone, nie były
tak dobre jak moje. Skoro zawsze zdobywałem główne nagrody, stwierdziłem, że
studia nie uczyły, a oni marnowali całe lata w tej wylęgarni niebytów”.
Niechęć Szukalskiego do szkół i nauczania doprowadziła do tego,
że artysta spróbował wprowadzić w życie własną wizję, systemu nauczania
artystów. Jego zamysłem było stworzenie tzw. „Twórcowni” czyli pracowni, gdzie
mogli by pracować i kształcić się malarze i rzeźbiarze wg. nowego systemu
pedagogicznego.
Zasady działania „Twórcowni ” były proste. Szukalski miał
stanąć na jej czele, jako jedyny, prawdziwy pedagog, który zdziałał by dużo
więcej niż wszyscy profesorowie akademii, którą nazywał : „wylęgarnią miernot i
rzeźni twórczości polskiej”. Do „Twórcowni” przyjmowano by nie na zasadzie
talentu, a jedynie na zasadzie wykazanej pracowitości. W trakcie nauki, każdy
ze studentów tworzyłby swoje prace tylko i wyłącznie z pamięci – kopiowanie
było wykluczone. Pomysł zorganizowania szkoły przez Szukalskiego nie doczekał
się jednak realizacji ze względu na brak chętnych chcących uczyć się według
nowej metody. Zresztą sam Szukalski zaczął być skutecznie ignorowany przez
krytyków i reporterów gazet, którzy przez jego program „Twórcowni ” nazywali go
kandydatem na „Hitlera kultury i sztuki polskiej”. Katarzyna Kobro, reprezentantka skrajnej
awangardy tak pisała o Szukalskim i jego sztuce: „Czy mam mówić o rzeźbie „narodowej” – o rzeźbie Szczepkowskiego i
Szukalskiego? O rzeźbie, której „narodowość” przypomina rzeźbę hitlerowską? O
rzeźbie biorącej swe składniki z dobrze zapomnianej secesji. W zadziwiający
sposób sztuki „narodowe” wszystkich krajów, są do siebie podobne. Ich cechą
wspólną jest rezygnacja ze zdobyczy plastyki współczesnej, jest stabilizacja na
poziomie sprzed lat kilkudziesięciu, jest likwidacja wszelkich wzlotów
twórczości artystycznej(…)”
Wrogość Katarzyny Kobro do sztuki Szukalskiego nie była tak
naprawdę niczym wyjątkowym. Poglądy, którymi artysta raczył publiczność we
wstępach do katalogów wystawowych mogły bulwersować: „Więc do Was się zwracam Obywatele jako do jedynych, co w Polsce
zrozumienie mają dla wartości dalszych – bo przez impuls mówi rasa, a przez
kulturę (taką jaką dziś mamy) – cudzoziemskość nabytej kultury i tchórzostwo
teoretyzujących niedojdów – abyście z siebie wydobyli nowe Społeczeństwo ludzi
żywych i zastąpili te manekiny intelektualne. Każdy z Publiki staje się
Społeczeństwem, kto wyrwie się z bierności spożywców i ku przodowi wystąpi.
Każdy, kto okaże inicjatywę staje się działaczem, a ten, kto działa należy do
Społeczeństwa.
Nie czekajcie na
autorytety książkowe, na Akademię, ministerstwa, sami stajcie się agresywnymi i
w stosunku do rzeczy, które mają być. Nie lękajcie się omyłek, bo mylą się
tylko ci, co teoretyzują, a nie ci co żyją. Zacznijcie od drobiazgów, by się
wprawić tylko do nowej roli. Wielkość narodu leży w inicjatywie jednostek – a
one stanowią Społeczeństwo.”
Szukalski konsekwentnie walczył o reorganizację systemu
edukacji plastycznej i wyniesienie na pierwsze miejsce w Europie, odrodzonej
sztuki polskiej. Dla artysty było oczywiste, że nadszedł wreszcie czas na to,
by pokazać czym jest nasza kultura i udowodnić jej wartość. Ukazanie się
drukiem w 1929 roku broszury Atak Kraka.
Twórcownie czy Akademie? pisał:
„Dotąd mieliśmy sztukę
w Polsce, lecz Polskiej Sztuki jeszcze nie było, chyba, że zwrócimy się twarzą
do naszej zapomnianej, czy też może jeszcze nie poznanej matki, sztuki ludowej.
Mamy zabytki piękne, czasem rzadkie w swej muzealnej jakości, lecz wszystko to
zrobione dla nas przez obcych, lub obcą krwią przeżylone.”
Dalej możemy przeczytać:
„bardziej łaknęliśmy [jako
naród] łatwo nabywalnej kultury cudzych
dorobków, pudrowanych peruk, lakierowanych trzewiczków, gorsetów elegancji
ludów przeżytych, aniżeli uwolnienia dobijającego się ducha swojej rasy, by
wypuścić go z podziemi naszej podświadomości. Ten duch zagnany pod ziemię w
dniach pierwszych naszego chrześcijaństwa, był każdorazowo na nową kłodę
zamykany, podczas gdy nowy obcy styl robił swe modne najazdy na polską kulturę,
a klucz do tej kłody zabierał ten kraj, skąd przybyła nowa modna zaraza”
Powyższe słowa pokazują, że Stach z Warty widział ogromne niebezpieczeństwo dla rodzimej
kultury, w której stale można było się doszukać wpływów kultury francuskiej, przyjmowanej
przez Polaków zbyt entuzjastycznie i bezkrytycznie. Artysta konsekwentnie
starał się podtrzymywać swoje poglądy, co możemy zobaczyć we wstępie Niemy ćwierkot skowrończy nad ołowianym
stawem w katalogu wystawy, która odbyła się w kwietniu i maju 1978 roku:
„Polska sztuka była
zaledwie małpowaniem „zagranicy” ,wszelkich mód Paryża, czyli, że polscy
artyści wyrzekli się swej polskości i uparcie naśladowali europejską
dekadencję. Nic więc dziwnego, że nigdy nie szanowali takich twórców, jak
Matejko, Wyspiański, Malczewski, Stryjeńska, Szukalski – bo ich miary były
pożyczone z targowiska malujących spryciarzy, a nie własno polskie.”
Szukalski nie przyjechał w 1978 roku na wystawę prac swoich (były to głównie fotografie rzeźb
artysty – większość rzeźb Szukalskiego została zniszczona w czasie II wojny
światowej )oraz prac członków Szczepu Rogate Serce, którego notabene był
założycielem. Od kilkunastu już lat mieszkał na stałe w Stanach Zjednoczonych(
Burbank).
Emigracja
Szukalskiego, jego odizolowanie się od życia artystycznego, które wynikało
głównie z ciężkiej sytuacji finansowej artysty, powodowały, że nie pisało się o
Stachu z Warty przez całe lata. Krytycy, dziennikarze, artyści zapomnieli o
Szukalskim. Sam artysta wypowiadał się z wielkim rozżaleniem na temat losu z
jakim przyszło mu się zmierzyć. Jego sztuka albo była nieznana, albo po prostu
się ją niszczyło. Szukalski kochał Polskę żarliwie, wszystko co robił, robił
dla ojczyzny, sam niestety został przez nią odrzucony i zapomniany.
Stach z Warty nie zapomniał o Polsce. Odwdzięczmy się temu
wielkiemu artyście – nie zapominajmy o Szukalskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz