Kilka dni temu zaczęłam pisać post o Zofii Stryjeńskiej.
Pisałam i pisałam i pisałam, aż w końcu, po przeanalizowaniu i wczytaniu się doszłam
do wniosku, że ten cały mój wpis jest totalnie bezsensu. A dlaczego? A no
dlatego, że to co napisałam, to wszystko już jest, to wszystko wiadomo i
powtarzanie tych samych formułek jest naprawdę drogą donikąd.
Zastanowiłam się i uznałam, że nie przekonam was do tej
niezwykle utalentowanej malarki, opisywaniem jej biografii i wypisywaniem
kolejnych dat z jej życia. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek patrzył na jej
sztukę przez pryzmat tego co robiła, bo jej życie nie należało do
najłatwiejszych. O Zofii Stryjeńskiej krąży legenda artystki szalonej (jej mąż
Karol Stryjeński kilka razy zamykał ją w szpitalu psychiatrycznym), kobiety
wyzwolonej, której przez rok udawało się oszukać kolegów z Akademii Sztuk
Pięknych w Monachium i studiować tam będąc przebraną za chłopaka, samotnicy (nieśmiałość
nie pozwalała jej wyjść do ludzi), uciekinierki, która była w stanie wyjechać
na kilka tygodni, nie mówiąc nic nikomu, wyruszyć w świat w poszukiwaniu być
może samotności , kobiety, która w ostatnich latach życia trzymała koc w
lodówce i spała na desce położonej na wannie. Ale to wszystko nie jest istotne.
Ważne jest to, że Zofia Stryjeńska była jedną z najwybitniejszych artystek
dwudziestolecia międzywojennego. Redaktor „Wiadomości Literackich” Mieczysław Grydzewski w jednym z
artykułów pokusił się nawet o stwierdzenie, że Stryjeńska jest „Księżniczką
malarstwa polskiego” – i miał całkowitą
rację. Jej prace były pełne życia, kolorów i radości. Kontrastowe i ostre barwy
na jej obrazach przypominały sztukę ludową i powrót do słowiańszczyzny, którą
artystka była zafascynowana.
Zofia Stryjeńska - Zaloty |
Jest jeszcze jeden aspekt, o którym chciałam napisać, a
który jak zwykle wpisuje się w życie artystów, którzy byli nieszablonowi –
bieda i zapomnienie. Bo choć obrazy Stryjeńskiej w latach dwudziestych XX wieku
były bardzo popularne to od lat 30., artystkę nie przestawała opuszczać zła
passa. Krytycy pisali : „Stryjeńska się powtarza”, „Przytępiła się nasza wrażliwość
na to olśniewające zjawisko”. Jej obrazy przestały się sprzedawać, żeby przeżyć zimą
wyprzedawała letnie kostiumy, latem futra, pozbywała się mebli. Artystka
malowała farbami, kupionymi na kredyt i jadła za pożyczone pieniądze.(Nie
zapominajmy, że miała na utrzymaniu trójkę dzieci, z małżeństwa z Karolem
Stryjeńskim).
Zofia Stryjeńska - Kujawiak |
Jej los trochę
przypomina mi życie Stanisława Szukalskiego, o którym zresztą miałam okazję
napisać na swoim blogu. Oboje zapomniani
przez Polaków, oboje zmarli daleko od ojczyzny (Stryjeńska w Genewie, a
Szukalski w Burbank), którą tak bardzo ukochali, a która prawdopodobnie nie
była gotowa na tak wielkich artystów.
Zofia Stryjeńska - fragment Korowodu dwunastu miesięcy |
wszystko by się zgadzało cudze chwalimy swego nie znamy!
OdpowiedzUsuń